Rozmyślania Wielkopostne (33) – Na poniedziałek po V Niedzieli Wielkiego Postu


Ewangelia na Poniedziałek po piątej Niedzieli Postu.

(Jan 7).

Onego czasu posłali książęta i faryzeuszowie sługi, aby Jezusa pojmali. Rzekł im tedy Jezu s: Jeszcze mały czas jestem z wami, a idę do tego, który mię posłał. Szukać mię będziecie, a nie najdziecie, a gdziem ja jest wy przyjść nie możecie. Mówili tedy Żydowie między sobą: Dokądże ten pójdzie, iż my go nie najdziemy? Czyli pójdzie do rozproszenia poganów i będzie uczył pogany? Cóż to za mowa, którą wyrzekł, szukać mię będziecie, a nie znajdziecie, a gdziem ja jest, wy przyjść nie możecie. — A w ostateczny dzień wielki święta, stał Jezus, i wołał mówiąc: Jeżeli kto pragnie, niech do mnie przyjdzie a pije. Kto wierzy we mnie, jak mówi pismo, rzeki wody żywej, popłyną z żywota jego. A to mówił o Duchu, którego wziąść mieli wierzący w niego.

ROZMYŚLANIE XXXIII.

W ciągu tych rozmyślań mieliśmy już nieraz spo­sobność przekonać się, że faryzeuszowie i starsi zakonu w złośliwym swym uporze sprzeciwiali się nauce Pana Jezusa. Ich złość i zaślepienie wzrastały z każdym dniem, a w końcu umyślili go pojmać, aby go mogli pozbawić życia. Inaczej też przemawia Zbawiciel do złośliwych faryzeuszów, inaczej do ludu, który jeszcze nie zamknął serc swych na przyjęcie nauki Jego. Faryzeuszom krótki już czas zapowiada do opamiętania się w ich złości, gdy im mówi: „Jeszcze mały czas jestem z wami, szukać mnie będziecie, a nie najdzie­cie”. — Do ludu zaś woła: „Jeśli kto pragnie, niech do mnie przyjdzie, a pije“.

Jak wtenczas wołał, tak i dzisiaj przez kościół swój woła: „Kto pragnie, niech do mnie przyjdzie, a pije“.

O dobry Jezu! Wołasz nas do siebie, oto z bijącym sercem, zawstydzeni grzechami, nawracamy się do Ciebie. „Albowiem do kogóż pójdziemy? słowa ży­wota wiecznego masz” — Wołasz, o dobry Jezu: „Kto pragnie”. Odpowiadamy Ci z całą duszą naszą, że wszyscy pragniemy, a świat tych naszych pragnień zaspokoić nie może, bo on nam daje ziemską pocie­chę, która jest dla nas słoną wodą, co tym większe obudzą w nas pragnienie.

Pragniemy prawdy, Ty ją nam dasz, bo jesteś odwieczną prawdą. Pragniemy pokoju duszy, Tyś go w obfitości przyniósł z nieba na ziemię, bo cię już prorok nazywa „Książęciem pokoju” (Izaj.2). Pokój dajesz duszom naszym, pokój jakiego nam świat dać nie może, bo go nie ma. A dusza ludzka zasycona tym anielskim pokojem, nie powie już: „pragnę”, bo rzeki żywej wody — jak to dzisiaj w Ewangelii wyrzekłeś — to jest miłość przez Ducha świętego, popłynie z żywota jej. A gdzie miłość, tam się już niczego nie pragnie.

Pragniemy życia i to życia bardzo długiego, ży­cia wiecznego, bo serce nasze wzdryga się przed ni­cością i śmiercią, Ty o dobry Jezu, jesteś żywotem, Ty nam dasz to życie wieczne, i zaspokoisz w pełności tę wrodzoną nam żądzę i pragnienie wiecznego życia.

Po tym padole płaczu błąkaliśmy się jak zagi­nione owieczki, które straciły drogę, i nie mogą trafić do swego pasterza. O dobry Jezu, Tyś jest drogą na­szą do żywota wiecznego. Oto w tym Poście wstąpi­liśmy już na tę drogę i pójdziemy za tobą, abyśmy według obietnicy Twojej tam zaszli, gdzie Ty jesteś w chwale Ojca niebieskiego.

Dotychczas chodziliśmy zaślepieni drogami światowymi, które by nas były zawiodły w przepaść zguby wiecznej. Oto już spadła ślepota z duszy naszej i ża­dna moc świata i złego ducha przy łasce Twojej nie zdoła nas sprowadzić z drogi Twojej, po której na przebój pójdziemy aż do śmierci.

Wołasz nas spragnionych miłościwy Zbawicielu do siebie, oto już w duchu przyszliśmy do Ciebie, przyszliśmy do stóp krzyża zbawienia. Orzechy nasze suszą i morzą nas pragnieniem ku śmierci wiecznej.
Zasyćże jeszcze jedno nasze pragnienie, a nim jest, abyś nas pojednał z Ojcem niebieskim, i z sobą i z Du­chem świętym i z całym Niebem. Pragniemy prze­błagania majestatu Twego za grzechy nasze, i któż to pragnienie zaspokoi, jeżeli nie Ty miłościwy Zbawi­cielu, który jesteś ofiarą, przebłaganiem i pośrednikiem naszym. Który jesteś — niech własnych Twych użyje słów — miłośnikiem naszym, przyjacielem, bra­tem, siostrą i matką naszą!

Któż pojmie Twoją Boską miłość ku narodowi ludzkiemu! Przyszedłeś zbawiać grzeszników! przysze­dłeś odszukać to, co poginęło w Izraelu — odszukałeś nas wszystkich. Podałeś narodowi ludzkiemu miłościwą rękę, aby go wydźwignąć z tej nędzy wielkiej, w którą go grzechy wtłoczyły. Tyś podniósł nikczemnego czło­wieka do najwyższej godności, mianując go bratem i dziedzicem chwały wiekuistej, synem Króla niebie­skiego, a przeto królewiczem niebieskim.

Tyś podniósł godność duszy naszej miłością swoją do najwyższej wartości, boś na jej okup wylał krew swoją najświętszą. Któż jest, co by nie czerpał z nieo­cenionych skarbów Twej miłości! Tyś stargał pęta niewoli, przywróciwszy światu prawdziwą wolność, boś uczynił niewolnika bratem pana swego. Tyś podniósł opłakany los ubogiego, chorego, prześladowanego do godności istoty wyższej! Tyś zapalił w twardych ser­cach ludzkich miłość i politowanie dla nędzy i niedoli ludzkiej. Tyś uświęcił cierpienia, nadawszy im nieoce­nioną wartość! Tyś otoczył śmierć pociechą i nadzieją przyszłego żywota! Tyś uświęcił zepsute ciała nasze, udzieliwszy im zaród nieśmiertelności w najświętszym Sakramencie.

Ty jesteś tym drzewem żywota zaszczepionym w raju rozkoszy. Tyś przeniósł to drzewo żywota z raju i zaszczepiłeś je nauką i śmiercią swoją wśród świata, aby wszyscy, którzy zakosztują jego owoców, stali się uczestnikami Twego Bóstwa i wiekuistej chwały i życia w niebie. Tyś rozlał siedmiu kanałami, którymi są święte Sakramenty, na cały świat niebieskie źródło wszelkich łask, szczęścia, pociechy, miłości i wszelkiego dobra!

Ty nas więcej miłujesz, niż ojciec lub matka, bo ci zmniejszają opiekę nad dziećmi dorosłymi i opu­szczają ich w końcu. Tyś nas nie opuścił, bo mie­szkasz z nami utajony w najświętszym Sakramencie. — Co więcej, odważę się tu powiedzieć: Ty najwyższy Jezu odrodziłeś nawet niebo samo, boś pomnożył i podniósł chwałę Ojca swego niebieskiego i wszy­stkich niebian! Wszak to Twoim dziełem jest, jak sam wyrzekłeś, że niebu z każdego nawróconego grzesznika więcej radości sprawiasz, niż z dziewięć­dziesiąt dziewięciu sprawiedliwych. Wszak to Twoim dziełem jest, żeś nas nauczył poznać Trójcę świętą! żeś niebu zyskał tylu Świętych, którzy po wszystkie wieki opiewać będą chwałę Trójcy świętej.

Ty jesteś wszystkim dla wszystkich. Czymże bowiem jest mądrość świata, kto Ciebie nie poznaje? Czymże są rozkosze ziemskie, kto Ciebie nie miłuje? Czymże są bogactwa, kto Ciebie nie posiada? Czymże są wszystkie zaszczyty i honory, kogo Twa miłość nie zdobi?

I my zaślepieni tak późno poznaliśmy Ciebie. O my zaślepieni, pozostawiliśmy w sercu naszym kącik dla miłości świata! I my zaślepieni umykamy Ci z drogi, gdy nas przez sługi swe kapłany szukasz, by do siebie nawrócić! Jesteśmy już z Tobą najdroższy Jezu i nawracamy się do Ciebie, bo widzimy wiarą, jak biegniesz przeciwko nam, jak ów ojciec przeciw marnotrawnemu synowi. I na wzór Magdaleny pokutnicy, która upadłszy, wylała na nogi Twoje kosztowny olejek, upadamy przed Tobą w najświętszym Sakramencie, błagając Cię, byś nas przyjął za synów swoich. Zlewamy i składamy u nóg Twoich to, co dla nas jest najdroższym, to jest wolę naszą. Wszak jako pokutujący po części już posiadamy Ciebie, który jesteś najdroższym skarbem duszy naszej — czegóż nam już więcej potrzeba?

Jeżeli cię przyjacielu taki miłośnik woła w dzi­siejszej Ewangelii do siebie, aby wszelkie święte pra­gnienia nasze, dostatecznie i w zupełności zasycił, czyż nie pójdziesz do Niego?

Odczytuj sobie choć raz w miesiąc tę modlitwę, którą dla twego zbawienia ułożyłem, a przekonasz się, że powoli, stopniowo, ale bez przerwy, posączy się do duszy twojej sporo leczącego balsamu duchowego, co cię uleczy i do miłości Pana Jezusa zagrzeje. A gdzie serce gorące, tam już pół biedy; tam wszystkie prze­szkody, które ci ku świątobliwemu życiu zawadzają, usuniesz łatwo. — Co więcej — te przeszkody same się usuną i znikną, jak lód pod gorącem słońcem, bo miłość jest potężna, mocniejsza niż śmierć.

Woła nas Zbawiciel w dzisiejszej Ewangelii: Jeżeli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie, a pije“. Tu woła miłość miłości, i tylko miłujące serce usły­szy ten głos, a jako takie pójdzie za głosem miłości, bo miłość jest płomieniem duszy, a dwa płomienie ognia, jeżeli zbliżą się ku sobie, łączą się w jeden.
Aby zaś dusza umiłowała jaki przedmiot godzien mi­łości, musi go poznać, a dopiero poznawszy, zbliży się do niego. Ze wszystkich rysów Boskiego charakteru Chrystusa Pana, jeden tylko przytoczę, a każda chrześcijańska dusza, gdy go serdecznie rozważy, zbliży się do Chrystusa i umiłować Go musi.

Jest to słodycz, cichość i pokora w całym docze­snym żywocie Zbawiciela, co nie tylko że zdumiewa, ale do miłości ku niemu zapala serca ludzkie. Poda­nie utrzymuje, że Zbawiciel już w dzieciństwie swoim taką, odznaczał się cichością, słodkością i dobro­cią, że Jego rówieśnicy nazywali go powszechnie „słodkością*, jakby to było własne Imię Jego. A kiedy byli smutni, a chcieli się rozweselić, to mawiali jeden do drugiego: „Pójdźmy do słodkości, to jest do Jezusa, a rozweselimy się“.

Lecz nade wszystko cichość, dobroć i słodkość Zbawiciela, jaśnieje Boskim blaskiem w życiu Jego publicznym. Apostołom wprawdzie oznajmia, że ma władzę nad wszystkim na niebie i na ziemi, oznajmia im swą potęgę Boską: „ Wszystkie rzeczy dane mi są od Ojca mego”. Ale w tej chwili dodaje, jakby nie chciał jaśnieć blaskiem Boskiej swej mocy: „Uczcie się ode mnie, żem jest cichy i pokornego serca” (Mat. 11.). Ostry i twardy stary zakon zmienia na łagodny: „Słyszeliście, iż powiedziano: oko za oko, a ząb za ząb. A ja wam powiadam, żebyście się nie sprzeciwiali złemu, a jeżeli cię kto uderzy w prawy policzek, nastaw mu i drugiego. A temu który się chce prawem z tobą rozpierać, a su­knię twoją wziąść, puść mu i płaszcz. Słyszeliście, iż powiedziano: Będziesz miłował bliźniego twego, a będziesz miał w nienawiści nieprzyjaciela twego. A ja team powiadam: miłujcie nieprzyjacioły wasze„..

Lichych i pokornych podnosi do godności synów Bożych, a Apostołowie Jego mają być cichymi jak baranki, a prostymi jak gołębice. Tę to słodycz i ci­ choć do tego posunął stopnia, że faryzeusze nazywają go przyjacielem grzeszników. I czy Chrystus oczyszcza się z tego zarzutu? Bynajmniej. I owszem ze słodko­ścią wyznaje: „zdrowi nie potrzebują lekarza, ale którzy się źle mają”. — I tych to chorych na duszy uzdrawia i pociąga do siebie nie tyle wymową i nauką, jak kilku słodko wyrzeczonymi słowy: „Nikt cię nie potępił?” — tak słodko przemawia do publicznej grze­sznicy — „i ja ciebie nie potępię” — Taką samą dobrocią i słodkością nawrócił Zacheusza, a jednym słodkim spojrzeniem u Kajfasza łzy żalu i pokuty wyci­ska Piotrowi, który się go zaparł.

Słodkością i dobrocią nawrócił Samarytankę, a gdy Apostołowie na niegościnnych i nielitościwych Samarytan ogień z nieba na ich ukaranie wyprosić chcieli, to Zbawiciel słodkimi słowy uśmierza ich
gniew: „Nie wiecie czyjego ducha jesteście„!? — Tu już oczywisty dowód, że cały ziemski żywot Chrystusa Pana był jednym i nieprzerwanym pasmem miłości, miłosierdzia i słodkości, skoro Apostołom przypominał swojego ducha.

Cóż dopiero powiedzieć o cichości i słodkości, jaką okazał podczas męki swojej? Stąd to prorok Pań­ski prorokuje o nim: „że jako baranek przed strzygą­cym go zamilknie, a nie otworzy ust swoich“ (Izaj.53). Z jakąż słodkością przemawia do swych uczniów w ogrójcu, nieczułych na ciężki i krwawy smutek Jego! „Tak nie mogliście jednej godziny czuwać ze mną?“ — I jeszcze ta słodka wymówka zdała się kochanemu Zbawicie­lowi jakby za przykrą, bo zaraz ich sam uniewinnia: „Duch ci wprawdzie ochoczy, ale ciało mdłe” — Te słowa odkrywają nam niezbadaną głębię słodyczy Chry­stusa, a kiedy dla poniesienia cierpień duszy i ciała, samem się tylko człowieczeństwem przyodział, wtedy dla swoich przyjaciół i nieprzyjaciół nie złożył ani na jedną chwilę aż do skonania na krzyżu, Boskiej słodyczy.

Zdrajcę Judasza nazywa przyjacielem: „Przyja­cielu! na coś tu przyszedł? . . . pocałowaniem wydawasz syna człowieczego“ — Z jakąż cichością przebacza swym katom: „Ojcze odpuść im, bo nie wiedzą co czynią” ! — A po swoim zmartwychwstaniu wyrzuca wprawdzie dwom uczniom idącym do Emaus ich niedowiarstwo, lecz jakże słodkimi słowy musiały być te wyrzuty zaprawione, skoro ci sami uczniowie wy­znają, że im serce z radości pałało gdy z nimi szedł i pisma im otwierał. — „Dzieci! a macie ryby? — tak słodko przemawia po swoim zmartwychwstaniu do Apostołów ciągnących sieci na jeziorze Tyberyadzkim.

Dlaczegóż nie wpatrujemy się w ten wzór Bo­skiej cichości i słodkości? Dlaczegóż najmniejsza przeciwność burzy nasz spokój duszy i zapala nas niecier­pliwością i gniewem? Podobno to duch Chrystusa nie mieszka w nas. — O już dzisiaj, teraz, zaraz, skoro nas w dzisiejszej Ewangelii taka Słodkość woła do siebie słowy: „Kto pragnie, niech do mnie przyjdzie, a pije“, pójdziemy z pokorą, z żalem za grzechy nasze i z miłością do Zbawiciela naszego, bo On i tylko On „słowa żywota wiecznego ma“.


Ks. Feliks Gondek – Rozmyślania nad Ewangeliami każdego dnia Wielkiego Postu. Dla zbudowania i uświęcenia ludu chrześcijańskiego. Kraków. 1888


ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Skomentuj

Create a website or blog at WordPress.com